środa, 25 kwietnia 2012

Mydło wszystko umyje...

Jutro wylot. Chyba. Jest jeszcze cień szansy/obawy, że będzie deportacja. O tym w kolejnym odcinku, jak już wszystko będzie jasne i pewne. W ramach zyskania uwagi napiszę tylko, że luz i improwizacja nie zawsze idą w parze z urzędowym, wręcz wojskowym podejściem do "klienta".

Skoro wylot, to powrót do cywilizacji. Nagle wagi nabrało zagadnienie higieny osobistej. W końcu w samolocie nie da się otworzyć okien. Zatem prysznic. Tylko jak i gdzie? Przecież taki zwykły z kafelkami, duperelkami, zimną wodą osobno i dywanikiem nie bardzo pasuje do naszej włóczęgi. Tu z pomocą przybył Danzan, nasz przewodnik z ostatnich dni wyprawy. Po nocy spędzonej w małej typowo syberyjskiech chatce zaproponował "tiopłyj dusz". Dodatkowo kusił obietnicą, że to tuż, tuż za rogiem. I rzeczywiście było tuż, tuż za rogiem, tyle że syberyskim. W tych przestrzeniach oznacza to 30 kilometrów jazdy lokalnymi drogami, które bardzo szybko leczą z narodowej tendencji do narzekania na nawierzchnie i oznakowanie.

Na miejscu Danzan zapytał "chcecie prysznic czy wolicie wannę?". W innych okolicznościach (czyt. składzie) wanna byłaby bardzo kusząca. W naszej jednolitej grupie przedstawicieli płci mniej pięknej zdecydowanie postawiliśmy na prysznic. Tu powinienem w piękny i kwiecisty sposób opisać okolicę i coś co miejscowi nazywają kurortem. Poświęcić kilka słów temperaturze wody i otoczenia. Zgrabną metaforą oddać nasze szczęście i czystą rozkosz jakiej doświadczyliśmy. Powinienem, ale tego nie zrobię. Zwyczajnie nie czuję się na siłach tych fizycznch i intelektualnych, żeby słowami oddać to:












Potem udaliśmy się jeszcze na spontaniczne "ruskie safari", czyli prejażdżkę na pace gruzawika. Celem były wody lecznicze. Tak oto dopełniliśmy nasz dzień odnowy biologicznej.

A wszystko to u podnóża pasma górskiego Sajany, najpiękniejszego jakie w życiu widziałem.





maciek
pisane w drodze, na kolanie

Location:Irkuck,Rosja

sobota, 21 kwietnia 2012

Bo z kobietami nigdy nie wie się...

Kilka dni temu poprosiłem moje słońce, żeby na szybko wrzuciła klka słów o naszej sytuacji na FB. W słowach tych przyrównałem nasz cel, czyli Glinkę, najwyższy szczyt Nosa do kobiety. Mniej więcej brzmiało to tak "kusi obietnicą pięknych widoków i trzyma na dystans stromizmą ośnieżonego podejścia".

Dziś już z cywilizacji, po prysznicu mogę powiedzieć coś więcej. Po pierwsze dama ta dała nam mocno w kość. Po drugie pozostała dla nas niedostępna i niezdobyta. Chowając męską, urażoną dumę do kieszeni powiem jak było po kolei.

Start był obiecujący, na niebie błękit jak w folderach reklamujących plaże Egiptu. W powietrzu wiosna. Pod stopami piach utwardzony nocnym przymrozkiem. Do tego perspektywa oznaczonego szlaku, co w tym regionie jest tak częste jak punktualny przyjad pociągu relacji Warszawa - Wrocław. No i ona, widoczna ponad lasem. Jak na wyciągnięcie ręki.

Niepomni trudów poprzedniego dnia i 30 kilometrowego marszu ruszyliśmy na podbój. Nasza wybranka dość szybko pokazała nam, że do łatwych nie należy. Zwodziła ledwo widoczną (nieoznakowaną jak się okazało) ścieżką, nęciła krótkimi momentami widoków, uczyła cierpliwości długą drogą prze las. Czasem pokazywała pazurki w postaci świeżych śladów niedźwiedzia precinających obrany przez nas szlak. Przede wszystkim jednak sprawdzała naszą wytrwałość, zmuszając nas do marszu po mokrym śniegu, w którym grzęźliśmy po kolana, a czasem głębiej. Takie podchody trwały koło czterech godzin. Kiedy w naszych głowach pojawiała się myśl "czy warto?" Glinka odsłaniała trochę swoich wdzięków. Jak to kobieta wiosenną porą zastępując długi, ciepły płaszcz czymś lżejszym i krótszym. I szliśmy, bo któż by się oparł takiej pokusie...

Nie pierwsza to góra w naszych podróżach, nie pierwsza kobieta na ścieżce naszego życia. Dzięki doświadczeniom poprzednich razów wiedzieliśmy kiedy powiedzieć pas. Zabrakło nam może 2 godzin. Mimo wszystko widok na Bajkał jaki w nagrodę za trud otrzymaliśmy wart był każdej kropli potu.

A Glinka, pozostała piękna, kusząca i tajemnicza. Jak zjawiskowa kobieta, która zachwyca, pobudza wyobraźnię i... pozostaje w swerze marzeń. Może innym razem.

Jak pisze Piotr Bukartyk "kobiety jak te kwiaty, powąchać tak, dotykać nie". A my chcieliśmy dotknąć...

maciek

PS. Magda, Ty wiesz co.


pisane w drodze, na kolanie

Location:Ułan Ude,Rosja

środa, 18 kwietnia 2012

Budda jaki jest każdy wie...

...albo i nie. Ja nie wiedzialem. Znaczy oglądałem takie filmy dokumantalne jak Klasztor Shaolin, czy Kung-Fu Panda, ale na własne oczy nic bliskiego buddyjskiej świątynii nie widziałem.
Dziś byliśmy w centrum buddyzmy rosyjskiego koło Ułan-Ude. Najkrócej rzecz ujmując powiem tak: takie centrum, jaki kraj (a żeby być dokładnym region) . Z jednej strony ciekawe, na swój sposób fascynujące i pobudzające apetyt. Z drugiej jakieś takie przypadkowe. Gdzieś dobudowane, domalowane, dostawione i na prędce z desek zbite.

Tu mała dygresja: lat temu 7 debiutowaliśmy z Grzybem w rajdzie rowerowym zwanym TransCarpatia. Tuż przed zawodami udaliśmy się do biura organizatora dumnie zgłosić nasze przybycie i odebrać przysługujące nam pakiety startowe. Na ogromnym stole wyłożone były wszystkie zestawy i numery startowe. Niestety kojeność ich ułożenie nie miała nic wspólnego z porządkiem rosnącym czy malejącym. Z pomocą przybył nam gość z obsługi i spokojnie wyjaśnił nam, że "pakiety ułożone są w porządku chaotycznym".

Centrum buddyzmu, Irkuck, Ułan-Ude wpisują się w tą definicję w 100%. W wielu miejscach, na szybko bez ogólnego pomysłu region się amerykanizuje/europeizuje co moim skromnym zdaniem mu nie służy.

Jutro jedziemy na Nos. Znowu namiot, przeprawy, tajga i góry. Cudo.

Potem zwiedzanie Archanu z Danzanem i koniec... Ale jeszcze się odezwę.


Na koniec obrazek ilustrujący...




maciek (ten na dole)


pisane w drodze, na kolanie

Location:Ułan Ude,Rosja

wtorek, 17 kwietnia 2012

Znów w cywilizacji

No to połowa za nami, przed nami jak zwykle nieznane i improwizacja na temat...
Plan na dziś - odszukać posterunek policji migracyjnej w Ulan-Ude i przekonać panów (choć pewnie łatwiej byłoby panie), żeby nam przedłużyli wizy o jeden dzień.
W kilku słowach o tym co za nami. Śmiało mogę powiedzieć, że wyspę Olkhom poznaliśmy dokładnie i z różnych stron. Była wspominiana wcześniej ruska bania (nawet dwa razy), było poznanie obyczajów miejscowych rybaków, był nocleg w zapomnianej przez czas i sanepid chacie naszych nowych przyjaciół Buriatów.




Były też dwa dni walki z Tajgą, która jest wymagającym przeciwnikiem. Wymagającym, dzikim i pięknym zarazem. Pierwotny las, wysokie klify i raz na jakiś czas widok na największe lodowisko na świecie jakim o tej porze roku jest Bajkał.




I te wieczorne ogniska w kompletnej pustce, pod bajecznie rozgwieżdżonym niebem...




Na deser był port ze skutymi lodem kutrami i wszechobecnymi znakami dawnej PGRowskiej świetności.


A jakby ktoś pytał jak kulturalnie napić się wódeczki jadąc ruską tabletką przez bezdroża i stepy, odpowiadam - wystarczy odkręcić klosz wewnętrznej lampki (najlepiej tej przy kierowcy) wyrzucić co grubsze śmieci i elegancki, odpowiednio pojemny i nietłukący się kieliszek gotowy.

Na zdarowie...
maciek

pisane w drodze, na kolanie

Location:Ułan Ude,Rosja

czwartek, 12 kwietnia 2012

Z Lodu

10.04
Na oko wydawało się proste. Przejść stąd tam. Ot tak na wprost. No to poszli my, prostym, równym szybkim tempem może przez chwilę, a później wszystkie wersje areobiku: uda rozwarte, uda ściśniete, na jednej nodze, spin prosty, drobienie gejszy, rozjazd pospolity. Jak droga nadała. Nie spodziewałem się ze lód na przestrzeni kilkudziesięciu metrów może być tak różnorodny. Człowiek zwraca na to szczególną uwagę kiedy coś zaczyna trzeszczec... :)
W sumie zeszło nam się około 6 godzin.








Ps. Jesteśmy już po Bani. Chyba nawet czyści.
Posane z kolana
Grzybu.

Location:Rosja

Ruska bania

Czekamy na banie. Za 100 rubli możemy sobie zgotować mycie (pierwsze od 3 dni) i relaks dla zmęczonych nóg i ramion. Ale drogi czytelniku nie daj się zwieść tej niskiej cenie. Ogólnie Rosja jest droga, przynajmniej ta część w której jesteśmy. Największego psikusa spłatała nam wiosna. Z racji tego, że lód na Bajkale gdzie niegdzie odtajał nie mogliśmy dostać się na Olkhom samochodem. Pozostał nam spacer po lodzie i poduszka czyli wodolot (kosztowna maszyna). Mimo kosztów wspomniany prawie 20km spacer po metrowym lodzie ze świadomością, że pod nami około 30 metrów najczystszej wody na świecie wart był wszystkiego. Trzeba kilku kroków żeby przestać myśleć i nasłuchiwać każdego trzasku.

Trzy noce pod namiotem na brzegu Bajkału dostarczyły nam skrajnie różnych doznań. Od mrozu i pełnego gwiazd nieba, przez deszcz i wichurę, która koniecznie chciała złożyć nasz namiot (nie bacząc na naszą obecność w środku) po piaszczystą plażę u podnóża skały Szamana.

Przed nami 3 lub 4 dni na wyspie. Naszym celem są klify i najwyższy wierzchołek w okolicy. W lasach według relacji miejscowych powinniśmy spotkać jelenie i wilki. Na razie spotkaliśmy niedźwiedzie, trzy niedźwiedzie.





To co dej pory widzieliśmy to zaledwie kawałek świętego morza. Dziś, najpóźniej jutro zobaczymy ogrom całości. Przystawka jest wyjątkowo smaczna więc apetyty ogromne.

Kończe bo czas na mycie.
miłego
maciek


pisane w drodze, na kolanie

Location:Rosja

niedziela, 8 kwietnia 2012

Gdzie te niedźwiedzie?

Na razie syberyjska zima przywitała nas piękną wiosną. Czyste niebo, słońce, romantyczna muzyka na głównych skwerach Irkucka. Na ulicach nie ma niedźwiedzi tylko wystrojeni panowie i piękne panie. Króluje czerń, zarówno u góry w postaci skurzanych kurtek jak i u dołu w postaci równie eleganckich co wygodnych spodni dresowych. Z paskami. Panie inaczej, kolorowo, złoto i kuso. Tak wystrojeni wolnym krokiem przechadzają się chodnikami. Chodnikami, których nie ma. Są za to dziury, wyboje i błoto. Istna ścieżka zdrowia. Ciekawe co na to matki z dziećmi w wózkach?

Co innego ulice. Równe, proste, i dobrze oznaczone to one może kiedyś będą. Na ten moment to poligon, na którym pieszy nie ma szans. Zza łuku wypadają ścigające sie autobusy, ze świateł z piskiem i dymem ruszają sprowadzone z Japonii toyoty (obowiązkowo bez zderzaków, a czasem bez znaczniejszej części karoserii). Nawet światła dla pieszych są rzadkością.

A miasto. No właśnie, cały ten przydługi wstęp służył mi jako wybieg. Taka gra na czas żeby znaleźć odpowiednie słowo opisujące Irkuck. Ja nawet nie wiem czy mi się to miasto podoba? Jak je opisać?

Jest bogate i biedne zarazem. W nocy sprzątane są ulice a miasto i tak jest przeraźliwie zaśmiecone. Rzeka jest piękna i czysta z dnem widocznym praktycznie na całej szerokości. Brzegi zaś zdobią gustowne, wielobarwne opakownia z różnych tworzyw sztucznych. Jest sporo starych, pięknych, drewnianych domów. Stoją, pamiętając lata świetności wciśnięte między socjlistyczne twory z wielkiej płyty. Są misternie zdobione, pomalowane najczęściej na zielono lub niebiesko i kryte szarym jak rzeczywistość eternitem. No i te nazwy ulic: Lenina, Dzierżyńskiego, Marksa i kilku innych, o których karty polskich podręczników do historii ostatnio raczej milczą.





Jednym słowem?
To trzeba zobaczyć, poczuć, zjeść rybkę w parku i pogadać z miejscowymi lumpami (czemu oni zawsze do nas podejdą?). Trzeba bo coraz większa ilość supermarketów i secend handów nie wróży dobrze opisanym wcześniej drewnianym perełkom architektury.

maciek


pisane w drodze, na kolanie

Location:Irkuck,Rosja

Wspomnień czar

Aż mi sie łezka w oku zakręciła... Panie sklepowe zadziwiająco uprzejme i cierpliwe...





I jak tu nie kochać Rosji...?

Pisane z kolana
Grzybu

Location:Irkuck,Rosja

sobota, 7 kwietnia 2012

Zamkniete...

Zamknięte z powodu że nieczynne



Z przyczyn niezależnych od operatora wieczorny wpis nie odbędzie się.
Cichy
Janek
Grzybu.

Ps.
Cichego uprasza sie o nie edytowanie postów w stanie niskiej stabilnosci psychofizycznej

Location:Irkuck,Rosja

Luźne takie

Jestesmy juz w Irkucku 11 godzin i jeszcze nikt nam nie proponował wódki. Za to marichuanę jak najbardziej. Ot znak czasówi widać.
Popołudniowa herbata i ruszamy w miasto odzyskać wiarę w rosyjską gościnność...




Grzybu
Pisane na kolanie.

Location:Irkuck,Rosja

Dzień dobry

Dzień dobry. U nas jest 15:45. Odespaliśmy, choć oczywiście każdy zgrywał kozaka, że nie musi. Wystarczył moment nieuwagi i padliśmy jak podcięte lilie.
Poranny 2 godzinny spacer z plecakami po mieście (czyt. błądzenie) wykazał, że bazar pod stadionem X-lecia był miniaturą, nie ważne po której stronie jest kierownica w samochodzie, słowo kontrast nabiera nowego znaczenia. Ruszamy dokonać dogłębnych obserwacji.

A za oknem:



pisane w drodze, na kolanie

Location:Irkuck,Rosja

piątek, 6 kwietnia 2012

W chmurach

Ogólnie luz. Niemalże dzień jak co dzień. Uważniejszy obserwator zauważy pewnie lekko podkrążone oczka i minimalnie mocniejsze niż zazwyczaj zaciśnięcie szczęk. Zmęczenie jest. Olbrzymie. Wariactwo ostatnich dni daje się we znaki.
Choćby wczoraj: załatwienie ubezpieczenia, odbiór wiz, wizyta u naszego wsparcia technicznego (dzięki Bob i Tomek) po telefon co to zawsze ma zasięg i mapy do GPS, kupno kuchenki na paliwo stałe, uzupełnienie apteczki, rezerwacja pierwszych noclegów w Irkucku, wymiana monety no i pakowanie. Cała operacja skończyła się o 3 nad ranem. Krótki sen i po trzech godzinach wreszcie START wyprawy.
Bardzo długo czekaliśmy aż ktoś, coś, kiedyś, z kimś i co najważniesze za nas. Teraz mamy dziką frajdę siedząc w samolocie (i czekając na papu), że zrobiliśmy wszystko sami. Wiem, nic wielkiego. Dla mnie jednak krok milowy. Kolejny dowód na to, że mogę a z wsparciem Grzyba możemy.
Dzięki wszystkim. Wojtek szkoda że nie lecisz ale dałeś nam inspirację do działania. Miros, za przyjaźń przez olbrzymie P. Kocie za to że jesteś i ja mogę być dla Ciebie.
No i dziękuję rodzinie i akademii.... A nie to potem :)
To my: Janek (dzisiejszy solenizant), Grzybu i ja Cichy. Jeszcze bez zarostu i z lekkim niedowierzaniem na twarzach.

pisane w drodze, na kolanie

Lecimy

No to lecimy. Jeszcze trudno w to uwierzyć. W ciągu tygodnia załatwiliśmy paszport, wizy, bilety i inne drobiazgi (oraz Żubrówke na podarki).

Następne wejście "na antenę" z Moskwy.

A Jan ma dziś urodziny, myślę że będą niezapomniane.

maciek


pisane w drodze, na kolanie

Location:Jana Długosza,Warszawa,Polska

wtorek, 3 kwietnia 2012

Wróciła do mnie bajka...

Wróciła do mnie dzisiaj bajka. Nie moja tylko zasłyszana w treningowym zgiełku. Na ekranie czaru jej nie oddam swym piórem starej kurze spod ogona wyrwanym, ale co mogę zrobię...

"Stanął dzielny rycerz na rozstaju dróg i duma gdzie go końskie kopyta wieźć powinny. A wybór trudny niczym między piwem a miodem. W lewo, czyta, księżniczka czeka w szklanej wieży, pod wieżą skarby wszelakie. Kto pod wieżę podjedzie ręka właściwie gwarantowane. Jak królewna się nie spodoba, można na pół królestwa wymienić. Pojedziesz w prawo zaś -"ochujenie" czeka. Myśli rycerz, w zbroi szczerozłotej: Rycerz jam ci wielki. Majątek mam, księżniczek w zalotach więcej niż krost na rzyci, a z połową królestwa kłopot ino, bo jak to wozić ze sobą. Ale ochujenie, to ci dopiero wyzwanie. Trza sprawdzić będzie.  Jak pomyślał tak zrobił. Jedzie borem dzień jeden, dzień drugi, szuka, rozgląda się a ochujenia jak nie było tak nie ma. Lipa pomyślał i już ma zawracać, ale patrzy, a między krzakami rzeka się wije. A w rzece jak nic smoczysko wielkie, pięciogłowe. Łby zanurzone głęboko. Lepszej okazji nie będzie-myśli rycerz. Leci, macha mieczem i ciach jedna głowa, ciach druga, trzecią w trakcie wynurzania z wody ciapnął. Na co pozostałe ze zdziwieniem rzekły "Ochujałeś? Wody nie można się napić?..."

I tak oto ochujenie dopadło mnie. Przyklęknąłem. Nie, nie po to żeby hołd oddać, tylko rozum wrócił zupełnie z niespodziewanie i we łbie się zakręciło. Więc przyklęknąłem, mroczki z przed oczu zwalczyłem, patrzę i widzę: trzy łby poszły zanim się opamiętałem, pozostałe z wyrzutem jakimś takim patrzą. A mnie nachodzi myśl: "oj nie godzi się Panie rycerzu, nie godzi"...

ps. mojemu smokowi opamiętany rycerz.