Skoro wylot, to powrót do cywilizacji. Nagle wagi nabrało zagadnienie higieny osobistej. W końcu w samolocie nie da się otworzyć okien. Zatem prysznic. Tylko jak i gdzie? Przecież taki zwykły z kafelkami, duperelkami, zimną wodą osobno i dywanikiem nie bardzo pasuje do naszej włóczęgi. Tu z pomocą przybył Danzan, nasz przewodnik z ostatnich dni wyprawy. Po nocy spędzonej w małej typowo syberyjskiech chatce zaproponował "tiopłyj dusz". Dodatkowo kusił obietnicą, że to tuż, tuż za rogiem. I rzeczywiście było tuż, tuż za rogiem, tyle że syberyskim. W tych przestrzeniach oznacza to 30 kilometrów jazdy lokalnymi drogami, które bardzo szybko leczą z narodowej tendencji do narzekania na nawierzchnie i oznakowanie.
Na miejscu Danzan zapytał "chcecie prysznic czy wolicie wannę?". W innych okolicznościach (czyt. składzie) wanna byłaby bardzo kusząca. W naszej jednolitej grupie przedstawicieli płci mniej pięknej zdecydowanie postawiliśmy na prysznic. Tu powinienem w piękny i kwiecisty sposób opisać okolicę i coś co miejscowi nazywają kurortem. Poświęcić kilka słów temperaturze wody i otoczenia. Zgrabną metaforą oddać nasze szczęście i czystą rozkosz jakiej doświadczyliśmy. Powinienem, ale tego nie zrobię. Zwyczajnie nie czuję się na siłach tych fizycznch i intelektualnych, żeby słowami oddać to:
Potem udaliśmy się jeszcze na spontaniczne "ruskie safari", czyli prejażdżkę na pace gruzawika. Celem były wody lecznicze. Tak oto dopełniliśmy nasz dzień odnowy biologicznej.
A wszystko to u podnóża pasma górskiego Sajany, najpiękniejszego jakie w życiu widziałem.
maciek
pisane w drodze, na kolanie
Location:Irkuck,Rosja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Śmiało, zapraszamy do pisania :)